Dodany: 05.10.2014
|
Autor: anaw
Wyruszyłem z Polski wraz z redakcyjnymi współtowarzyszami w tę niezwykłą, długą podróż na Wschód w kwietniu, gdy w Warszawie drzewa dopiero zieleniały, a ziemia zaczynała pachnieć późną w tym roku wiosną. Zdążyłem jeszcze wrócić do kraju na zrywanie bzu, mimo że szlak naszej podróży wydłużył się aż na Syberię, w głąb tajgi i nad Bajkał, aby stamtąd poprzez Kazachstan i Kaukaz skręcić z powrotem nad Wołgę. Przelecieliśmy w tym czasie blisko 25 tys. km samolotami, przejechaliśmy parę tysięcy samochodami, nie licząc krótszych już wodnych wypraw po Wołdze, Angarze czy jeziorze Sewan.
(...) Była taka chwila w mej podróży, gdy stojąc nad brzegiem Bajkału podziwiałem rozwieszone nad nim białe szczyty gór Chamar-Daban. Przez moment zapragnąłem zostać sam, aby ciesząc się ich widokiem zachować w oczach wyłącznie własne ich wyobrażenie, ich poszarpaną skalną grań, z lekka przyprószoną śniegiem, za którą rozciągały się już wyżynne pastwiska Mongolii. Poczułem wtedy, że ktoś delikatnie ujął mnie pod ramię i podprowadził bliżej, do jeziora, do jego zamarzniętej tafli. Był to Stanisław Borisowicz, z nazwiska Sybirak, lecz z imienia Polak, jak wielu tutaj ludzi, spotkanych w czasie podróży, z którym wówczas, rezygnując z wyłącznie własnych doznań, mógłbym iść razem długo, w poprzek całego oblodzonego Bajkału, słuchając z zapartym tchem jego opowieści o tym osobliwym kraju i jeszcze dziwniejszych ludziach*.
---
* Zbigniew Czajkowski "Wiosna na Syberii. Notatnik z podróży po Kraju Rad", wyd. Pax, 1967. Strony 7-8.